niedziela, 6 grudnia 2009

Finał VII Międzynarodowego Konkursu im. Karola Szymanowskiego

4 grudnia, w piątek odbył się w Filharmonii Łódzkiej koncert finałowy VII Międzynarodowego Konkursu im. Karola Szymanowskiego odbywającego się w dwóch kategoriach: skrzypiec oraz śpiewu solowego. Chciałbym wyrazić kilka wątpliwości związanych z tymże konkursem.

Otóż po pierwsze sądzę, że należałoby poddać w wątpliwość międzynarodową rangę konkursu. Wśród zwycięzców, jak również w finale w ogóle nie było dane nam wysłuchać jakiegokolwiek reprezentanta zagranicy. Wygląda na to, że "międzynarodowość" jest wynikiem zapisu w regulaminie konkursu, który gwarantuje gościom z innych krajów występ przed jury, jednak zupełnie nie ma odzwierciedlenia w narodowości uczestników.
Po drugie chciałbym skomentować koncert finałowy skrzypiec, w którym zaprezentowały się: Dominika Przech z Łodzi, grając I koncert K. Szymanowskiego op.35 (zajęła drugie miejsce), Karolina Wąsik z Warszawy, która wykonała II koncert K. Szymanowskiego op. 61 oraz Maxima Sitarz z również z I koncertem (która wraz z K. Wąsik zajęła ex aequo I miejsce). O ile solistki grały raczej poprawnie, o tyle towarzysząca im orkiestra Filharmonii Łódzkiej pod batutą Wojciecha Michniewskiego - skądinąd szanowanego przez środowisko muzyczne dyrygenta - po raz kolejny zaprezentowała rażące niedociągnięcia, które nawet mnie - człowiekowi z przeciętnym raczej słuchem - odebrały możliwość czerpania pełnej przyjemności ze słuchania tych wspaniałych kompozycji. Można było mieć poważne zastrzeżenia co do kwestii podstawowej, jaką jest brzmienie, szczególnie w odniesieniu do instrumentów dętych tak drewnianych, jak i blaszanych. Trudno również mówić o ciekawej czy nieciekawej interpretacji w sytuacji, gdy poszczególne instrumenty miały poważny problem z "wejściem" w odpowiednim momencie.

Przechodząc jednak do solistek. Ich wykonania z pewnością nie dały mi takiej satysfakcji, jak te, które znam z nagrań Davida Ojstracha, czy Wandy Wiłkomirskiej. Brakowało mi w nich czegoś, co trudno mi dyskursywnie wyrazić, aczkolwiek osobiście nie usłyszałem żadnych rażących błędów. Natomiast pan Dominik Połoński, łódzki wiolonczelista i zdobywca nagrody Fryderyka, będący bez wątpienia o wiele większym autorytetem w kwestiach muzyki ode mnie, tak napisał na temat tych interpretacji: "Wszystkie trzy prezentacje były zupełnie bezbarwne i pozbawione jakichkolwiek kreatywnych emocji, a interpretacje oparte na mezzoforte i artykulacjach nieokreślonych były banalne i nudne. Na domiar złego z wyjątkiem kilku pięknych, dosłuchanych i inspirujących kolorystycznie fraz Dominiki Przech, o żadnym z trzech wykonań koncertów K. Szymanowskiego nie można powiedzieć nic dobrego.".

Czy zatem jeden z najważniejszych konkursów muzycznych odbywających się w Łodzi nie zasługuje swoim poziomem artystycznym na jakiekolwiek słowa pochwały? Czy Łódź jest rzeczywiście miastem muzycznie kulejącym? Obawiam się, że tak, a słuchaczom nie pozostaje nic innego, niż oczekiwanie na koncerty prawdziwych artystów, które od czasu do czasu rzeczywiście się zdarzają.
F

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz